Zwykle znamy propozycje partii, na które oddajemy głos w wyborach. Nie zawsze jednak mamy świadomość wszystkich konsekwencji tych obietnic. Warto porównywać programy wyborcze, by wiedzieć, co naprawdę obiecują nam partie. „Rzeczpospolita” w ramach akcji „Kalkulator wyborczy” będzie propozycje gospodarcze partii porównywać i oceniać. Zaczynamy od systemu ubezpieczeń społecznych.
Krótsza praca to niższe emerytury
Najważniejsze propozycje w tym zakresie w programie PiS to obniżenie wieku emerytalnego do 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet. Bardzo podobne rozwiązania, choć wyrażone inne słowami, ma Zjednoczona Lewica. Chce ona wprowadzić możliwość przechodzenie na emeryturę po 40 latach pracy dla mężczyzn i po 35 latach dla kobiet oraz podnieść najniższą emeryturę o 200 zł.
– Propozycja 35 lat pracy dla kobiet, jeśli wliczać się w to mają także okresy urlopów związanych z wychowaniem dzieci czy bezrobocia, oznacza emeryturę w wieku około 60 lat – analizuje Maciej Bukowski z Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych. Jak wynika z danych ZUS, średni wiek kobiet, które przeszły na emeryturę w 2014 r., wyniósł 59,8 roku, przy średnim stażu pracy wynoszącym 37,5 roku.
Obie partie podkreślają, że Polacy, a zwłaszcza Polki, nie chcą i nie mogą pracować do 67. roku życia, ale skrzętnie unikają wyraźnego stwierdzenia, że krótsza praca to niższa emerytura. Dlaczego tak jest? Obecnie im dłużej pracujemy, tym większy uzbieramy kapitał, a im później zaczynamy emeryturę, tym mniejsza będzie liczba miesięcznych wypłat, a więc świadczenie może być wyższe. I odwrotnie – im krócej pracujemy, tym mniej uzbieramy, a że na dłużej musi to starczyć – świadczenie jest mniejsze.
Przygotowując reformę stopniowego wydłużania wieku emerytalnego w 2012 r., rząd PO–PSL przedstawił dość szczegółowe symulacje. W 2041 r. przeciętne świadczenie kobiet, które przejdą na emeryturę w wieku 67 lat, będzie wynosić ok. 3,5 tys. zł, a kobiet, które zrobią to w wieku 60 lat – ok. 2 tys. zł. Dłuższa praca zwiększa więc świadczenie o 70 proc., a krótsza obniża je o ok. 40 proc. Dla mężczyzn te kwoty wynoszą odpowiednio 2,9 tys. zł i 3,49 tys. zł.
Za kogo zapłaci budżet
Niższe emerytury to teoretycznie niższe wydatki z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Ale trzeba pamiętać, że wcześniejsze świadczenia to brak składek pracującej dotychczas osoby, której trzeba za to wypłacić świadczenie. PiS szacuje więc, że w latach 2016–2019 skumulowany koszt niższego wieku emerytalnego wyniesie 40 mld zł. Zjednoczona Lewica nie szacuje swoich pomysłów, bo uważa, że nie można określić, ile osób wcześniej skończy pracę, a ile będzie chciało ją kontynuować.
Także ponad 40 mld zł w ciągu czteroletniej kadencji może kosztować realizacja propozycji PSL. Partia ta proponuje m.in emerytury po 40 latach pracy, co kosztować ma ok. 1,3 mld zł rocznie. Największy jednak nacisk PSL kładzie na wzrost najniższego świadczenia – do 1200 zł miesięcznie. Obecnie to ok. 880 zł. Gdyby ta propozycja weszła w życie, wyższe świadczenia otrzymałoby ok. 12 proc. obecnych emerytów oraz połowa rencistów. Stąd koszty to aż ok. 9 mld zł rocznie.
Warto też zwrócić uwagę na efekty, jakie przyniesie w przyszłości wysoka, prawie o 50 proc., podwyżka minimalnej emerytury. – Obecnie 1200 zł to 30–40 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Jeśli politycy chcieliby taki stosunek utrzymywać w przyszłości, to minimalna emerytura zrównałaby się z tą przeciętną. Koszty byłyby bardzo wysokie – komentuje Maciej Bukowski.