Niemcy muszą pogodzić się z Europą
Project Syndicate
WARSZAWA – Przyszłość wspólnej Europy zależy od tego, czy Niemcy będą w stanie przezwyciężyć swoją dzisiejszą niechęć do projektu integracyjnego. Europa nie jest już postrzegana w tym kraju w kategoriach szansy. Coraz częściej jest czynnikiem ryzyka, przed którym należy się zabezpieczać. Berlin podtrzymuje swoje zobowiązania wobec Unii Europejskiej, ale są one bardziej funkcją konieczności niż wyboru.
Niegdyś uważana za niezmienną, europejska polityka Niemiec zdecydowanie zmienia charakter. Stojące dawniej ponad podziałami, dzisiaj sytuują się w UE tak jak wiele innych państw członkowskich, nie mają skrupułów, aby bronić swoich narodowych interesów. Porzucają ducha wspólnotowego na rzecz zaproponowanej przez kanclerz Merkel niejasnej „metody unijnej“. Nie ostrzegają zawczasu nikogo przed zasadniczymi zmianami swojej polityki, w tym zwłaszcza energetycznej, mimo że ma to ogromne konsekwencje dla partnerów. Praktykują oświecony absentyzm, nie angażując się aktywnie w wiele sensownych europejskich inicjatyw, takich jak Europejskie Partnerstwa Innowacyjności. Wreszcie Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe de facto wytycza czerwone linie i definiuje granice tego, co możliwe, nie tylko dla Niemiec i ich polityki europejskiej, ale także dla pozostałych państw Europy. Niemcy stosują podejście politycznego „przewracania na lewą stronę”, w którym to, co europejskie, jest chowane do środka, pod osłonę spraw wewnętrznych.
W rezultacie, niemieckie stanowisko w sprawie kryzysu w strefie euro nie jest przyczyną, ale raczej konsekwencją wcześniejszego i dalej idącego „wypisywania się” z Europy. Jednostronicowy plan przyszłości strefy euro, który Stefan Kornelius, biograf Angeli Merkel, widział na jej biurku i o którym wspomina w swojej książce, to lustrzane odbicie niemieckiej kultury stabilności. Mówi o tym, że państwa strefy euro będą koordynowały ściśle swoją politykę ekonomiczną oraz respektowały wyzwania fiskalnej ostrożności. Zamiar sam w sobie jest niewątpliwie słuszny. Problem w tym, że został zawieszony w próżni. Nikt nie wie, jak bez dotknięcia czarodziejskiej różdżki dotrzeć do celu.
Zasadniczy powód jest taki, że Niemcy dokonują projekcji własnych doświadczeń ze zjednoczeniem i dostosowaniem ekonomicznym na płaszczyznę europejską. W rezultacie logika zmian strukturalnych wypełnia całą dostępną przestrzeń polityczną, nie zostawiając jej wiele na tworzenie nowego kontaktu między północą i południem Europy. Bez tego ostatniego z kolei trudno wyobrazić sobie trwałe rozwiązanie kryzysu w strefie euro. Dla innych doświadczenia Niemiec to w dużej mierze „nieopowiedziana” historia. Nie mieli specjalnie okazji, aby przetłumaczyć ją na swoje potrzeby.
Retoryka „nowej Europy“, którą często słychać w Berlinie, jest atrakcyjna. Jednak aby rozpocząć tego rodzaju podróż, trzeba dobrze wiedzieć, w jakim kierunku się zmierza. Brak akceptacji społecznej dla dalszej integracji Europy – na co często narzekają niemieccy politycy – jest wynikiem zmian, które nie pasują do starej wizji integracji europejskiej, oderwanej od rzeczywistych możliwości ekonomicznych. Sprawę pogarsza brak otwartej i szczerej dyskusji o wyzwaniach stojących przed Starym Kontynentem.
Jeżeli Europa ma odnowić swoją siłę, Niemcy musiałyby wyjść poza założenie, że zmiany strukturalne skutecznie rozwiążą problemy strefy euro. Wymagałoby to bardziej precyzyjnego określenia kierunku rozwoju wspólnej waluty. Nie jej kształtu docelowego, na co może być za wcześnie, ale zasad, na których rozwój ten ma być oparty. Wiele z niezbędnych elementów jest już na stole, w tym mechanizmy jednolitego nadzoru i rezolucji w ramach unii bankowej. Inne, w tym kontrakty na rzecz reform strukturalnych oraz tzw. zdolność fiskalna, mają być dyskutowane w grudniu. Niemcy w trakcie negocjacji kontrowersyjnych aspektów tych instrumentów zwykle ustępowały europejskim partnerom, ale ostatnio stały się bardziej asertywne. Coraz częściej wygląda to tak, jakby koncesje trzeba było wyciągać Niemcom z gardła. Byłoby dużo lepiej, gdyby określiły bardziej przejrzyście, na jakich warunkach byłyby gotowe poprzeć proces dalszej odnowy strefy euro.
Poza sprawami jednolitej waluty jest wiele przestrzeni dla silniejszego zaangażowania Niemiec we współpracę z partnerami. Od spraw agendy cyfrowej po politykę energetyczno-klimatyczną, władze w Berlinie każą dzisiaj innym państwom członkowskim zgadywać, jakie mają stanowisko. Zmiana tego stanu rzeczy wpłynęłaby w oczywisty sposób na debatę w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza gdyby Berlin był gotów podjąć wraz z Londynem wspólną inicjatywę w sprawie dokończenia budowy jednolitego rynku.
Niemcy mają wszelkie powody, aby czuć się osamotnione w walce o przyszłość euro. Żadne z pozostałych państw członkowskich nie garnie się do sprawowania wraz z nimi przywództwa. Większość ambicji kończy się na tym, aby wymusić na Niemczech ustępstwa, ale nie myśleć, co będzie dalej. Wiele krwi trzeba upuścić, zanim w trudnych negocjacjach wypracowany zostaje kompromis. Dla partnerów Niemiec w Europie nie ma lepszej okazji niż kilka najbliższych tygodni po wyborach do Bundestagu, aby zaproponować Berlinowi zawieszenie broni. Propozycja powinna dotyczyć krótko- i średnioterminowych rozwiązań, które są niezbędne, aby strefa euro utrzymała z trudem odzyskaną stabilność oraz reanimowała główne ze swoich zasadniczych funkcji, w tym ułatwianie (a nie utrudnianie) swobodnego przepływu kapitału. Niezbędnym składnikiem takiej propozycji powinno być potwierdzenie zaangażowania na rzecz dyscypliny fiskalnej oraz reform strukturalnych. Aby zapewnić im trwały charakter, partnerzy Niemiec będą także musieli podpisać się pod nowym zestawem instrumentów kontrolnych i monitorujących sposób prowadzenia polityki gospodarczej.
Postęp w rekonstrukcji strefy euro dokonywał się do tej pory w warunkach kryzysu. Wyłamanie się Europy z zaklętego kręgu niemożności zależy od tego, czy Niemcy będą w stanie zaoferować bardziej klarowną wizję warunków nowego kontraktu dla strefy euro oraz czy partnerzy Niemiec będą bardziej skłonni pogodzić się z dalszym przekazaniem kontroli nad swoimi gospodarkami na poziom Wspólnoty. Byłoby wielką stratą, gdyby Unia okazała się niezdolna do wykorzystania możliwości odnowy projektu europejskiego stworzonego wysiłkiem milionów obywateli Starego Kontynentu zmagających się z największym kryzysem gospodarczym w powojennej historii tej części świata.