Paweł Zerka
Komentarz
W najbliższych tygodniach mogą zapaść decyzje, które zaważą na pozycji Atlantyku i Pacyfiku w wyłaniającej się architekturze światowego handlu. To kluczowa sprawa nie tylko dla Europy, ale też dla Ameryki Łacińskiej położonej między dwoma oceanami1.
Wyścig oceanów
W dniach 13-17 lipca odbędzie się w Brukseli dziesiąta runda rozmów na temat Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP). Poza ustaleniami w zakresie ceł i barier pozataryfowych, negocjatorzy z UE i Stanów Zjednoczonych będą zapewne decydować o harmonogramie prac na najbliższe miesiące. Jeżeli porozumienie nie zostanie wypracowane do początku przyszłego roku, wówczas cały proces może opóźnić się nawet o kilka lat – ze względu na przyszłoroczne wybory prezydenckie w USA oraz niepewność co do polityki handlowej przyszłej administracji amerykańskiej.
Niektórzy wskazują na potrzebę „pójścia na skróty”, przywołując dylemat między wąskim TTIP-em teraz a ambitnym TTIP-em w nieokreślonej przyszłości2. Sęk w tym, że w tej chwili na wąskim porozumieniu nie bardzo zależy ani jednej, ani drugiej stronie. Bruksela potrzebuje ambitnego porozumienia, żeby uzasadnić jego podpisanie przed europejską opinią publiczną. Z kolei Waszyngtonowi zależy na szerokim TTIP-ie, bo im więcej składników układu, tym większa przestrzeń do kompromisu.
Ich kalkulacje mogą jednak ulec zmianie, jeżeli w międzyczasie w finalną fazę wkroczą negocjacje na temat Partnerstwa Transpacyficznego (TPP) z udziałem Stanów Zjednoczonych, Japonii i dziesięciu innych krajów położonych nad Oceanem Spokojnym. W sumie odpowiadają one za około 40% światowego PKB. Trzeba przy tym pamiętać, że chęć dołączenia do TPP wyrażają kolejne kraje – Kolumbia, Korea Południowa, Tajwan, a zakulisowo nawet Chiny.
24 czerwca amerykański Senat przyznał prezydentowi specjalne kompetencje (ang. trade promotion authority) w zakresie negocjowania TPP. To oznacza, że jeśli zostanie uzgodniona treść porozumienia, parlamentarzyści będą mogli jedynie wypowiedzieć się w tej sprawie „tak” lub „nie”, natomiast nie będą mogli zmieniać szczegółów. W ten sposób wyeliminowana została jedna z głównych przeszkód na drodze do szybkiego przyjęcia TPP. Jak stwierdził australijski minister handlu Andrew Robb, „od porozumienia dzieli nas teraz dosłownie tydzień”.
Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie dalszy kalendarz prac nad TPP. Nieoficjalnie wspomina się o tym, że ministrowie handlu wszystkich państw biorących udział w negocjacjach mieliby w połowie lipca spotkać się na okrągły tydzień, aby uzgodnić kluczowe szczegóły. To miałoby pozwolić na przyjęcie porozumienia do końca tego roku kalendarzowego.
Co to oznacza dla Europy? TTIP to w jej przypadku główne narzędzie pozwalające wierzyć w możliwość zrównoważenia globalnego skrętu nad Pacyfik, w tym zwłaszcza gdy chodzi o priorytety polityki handlowej i zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Jeżeli konkurencyjne wobec TTIP porozumienie TPP faktycznie znalazło się na etapie finalizacji, to Stary Kontynent powinien tym bardziej zewrzeć szyki i potraktować priorytetowo własne negocjacje z USA.
Ale Europa potrzebuje wszelkiego rodzaju porozumień handlowo-inwestycyjnych. Nie tylko z Amerykanami, ale także z Japonią, Indiami, ASEAN-em czy Mercosurem. W tej chwili pozostaje wciąż w dużej mierze zamknięta w swojej „sferze komfortu”. Tymczasem architektura światowej gospodarki ulega głębokim przekształceniom, stawiając pod znakiem zapytania możliwość utrzymania obecnej pozycji gospodarczej i politycznej Europy, jeżeli nie podejmie ona zdecydowanych prób dostosowania się do nowej fali globalizacji.
Odpływanie Ameryki
Jeżeli Europa ma prawo obawiać się długoterminowych konsekwencji TPP, to większość państw Ameryki Łacińskiej powinna obawiać się podwójnie. Poza ledwie trzema krajami (Chile, Peru i Meksykiem), cała reszta regionu nie uczestniczy w negocjowaniu żadnych „mega-porozumień”: ani TPP, ani TTIP. W regionie latynoamerykańskim jak w soczewce uwidacznia się strategiczna rywalizacja między dwoma oceanami. Nie tylko położony jest on między Atlantykiem a Pacyfikiem, ale też pod względem politycznym wyraźnie dzieli się na dwa oceaniczne bloki.
Nad Atlantykiem leżą protekcjonistyczne gospodarki Mercosuru: Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj. W 2012 roku do organizacji przystąpiła Wenezuela. Mercosur postawił na integrację regionalną, stając się największą strefą wolnego handlu w Ameryce Łacińskiej. Jednak jego członkowie utrzymują wysokie wspólne cła na handel z innymi regionami świata. Jak dotąd udało im się podpisać ledwie trzy wspólne umowy o wolnym handlu: z Izraelem, Palestyną i Egiptem. Mimo tego, że Brazylia leży nad Atlantykiem, to Chiny stały się w ostatnich latach jej głównym partnerem handlowym Brazylii – a także istotnym partnerem pozostałych krajów Mercosuru. Ale spadek światowych cen surowców naturalnych sprawił, że większość z krajów członkowskich zmaga się obecnie z niskimi perspektywami wzrostu gospodarczego. Pilnie potrzebują nowych rynków zbytu i źródeł inwestycji.
Tymczasem, zdecydowanie ku Pacyfikowi zwrócone są otwarte i nastawione na eksport gospodarki Chile, Peru, Kolumbii i Meksyku; wszystkie z nich silnie zintegrowane z gospodarką światową za pomocą gęstej sieci układów o wolnym handlu. W 2012 roku kraje te powołały do życia Sojusz Pacyfiku jako organizację integracji regionalnej mającą dodatkowo wzmocnić ich pozycję w światowej gospodarce. Integracja przebiega prężnie i cieszy się dużym zainteresowaniem na świecie oraz w samym regionie. W tej chwili na etapie akcesji do Sojuszu znajdują się kolejne kraje: Panama, Kostaryka i Gwatemala.
Nadchodzący miesiąc może być kluczowy także dla przyszłych kierunków rozwoju obu latynoamerykańskich bloków gospodarczych, szukających dla siebie miejsca w wyłaniającej się globalnej architekturze handlowej. W dniach 16-17 lipca odbędzie się w stolicy Brazylii szczyt Mercosuru. Jego najważniejszym tematem będą perspektywy układu UE – Mercosur, negocjowanego od 1999 roku. Jeżeli państwa członkowskie nie dojdą do porozumienia w kwestii wspólnej oferty, jaką powinny złożyć Europie, wówczas pod dyskusję zostanie prawdopodobnie poddana możliwość swobodniejszego zawierania traktatów handlowych z resztą świata przez każde z państw z osobna.
Do zgody na „liberalizację wielu prędkości” coraz otwarciej przekonuje brazylijski rząd, zniecierpliwiony tym, że na przeszkodzie układu UE – Mercosur stoi głównie sąsiednia Argentyna. Brazylia – będąca największą gospodarką w Ameryce Łacińskiej – ma powody, by postrzegać porozumienie z Europą jako jeden z głównych sposobów na podłączenie się do światowej gospodarki zmieniającej się w związku z TPP i TTIP.
Nie jest to dla Brazylii jedyny „sposób”. W ostatnią niedzielę prezydent Dilma Rousseff odbyła wizytę w Waszyngtonie, licząc między innymi na wzrost wymiany handlowej między Brazylią i Stanami Zjednoczonymi. W przeciwieństwie do Chin, zainteresowanych głównie latynoskimi surowcami naturalnymi, Amerykanie kupują u Brazylijczyków zaawansowane produkty przemysłowe, takie jak samoloty.
Ponadto, trwają próby budowy pomostu między Mercosurem a Sojuszem Pacyfiku. Orędownikiem kontynentalnego zbliżenia jest przede wszystkim Chile pod rządami Michelle Bachelet. To jeden z tematów dziesiątego szczytu Sojuszu Pacyfiku, trwającego obecnie (1-3 lipca) w peruwiańskiej miejscowości Paracas.
Z perspektywy chilijskiej dyplomacji, Ameryka Łacińska doświadcza „historycznego momentu” pozwalającego na zasypanie przepaści pomiędzy jej dwoma najważniejszymi blokami gospodarczymi. Większość krajów w regionie przeżywa podobne trudności związane ze spadkiem globalnych cen surowców naturalnych, niskimi perspektywami wzrostu oraz konsekwencjami normalizacji polityki monetarnej w Stanach Zjednoczonych. Wciąż niewykorzystanym potencjałem pozostaje rozwój latynoamerykańskiego handlu wewnętrznego.
Zwiastuny silniejszej integracji gospodarczej między Mercosurem a Sojuszem Pacyfiku to pozytywne zjawisko. Może ono wzmocnić globalną pozycję regionu latynoamerykańskiego, który dotychczas (w dużej mierze na własne życzenie) był często określany mianem „zapomnianego kontynentu”. Ale w tej chwili silniejsza integracja rozumiana jest w regionie latynoamerykańskim głównie jako próba przyciągnięcia atlantyckiej Brazylii bliżej nad Pacyfik. To z punktu widzenia Europy powinien być dodatkowy powód, aby potraktować TTIP priorytetowo. W przeciwnym razie w kierunku Pacyfiku mogą od Europy odpłynąć nie tylko Stany Zjednoczone, ale też Ameryka Łacińska.
[1] Niniejszy komentarz jest poszerzoną wersją tekstu opublikowanego 3 lipca 2015 przez serwis Forbes.pl (http://www.forbes.pl/skutki-umow-ttip-i-ttp-dla-swiatowego-handlu,artykuly,196700,1,1.html)
[2] M.in. J. Janning, What TTIP deal does Europe want?, ECFR Commentary, 9 czerwca 2015