Krzysztof Blusz
Paweł Zerka
Ostatnie susze i związane z nimi niedobory prądu powinny dać nam do myślenia. Polska nie zarządza zasobami naturalnymi w przemyślany sposób. Mamy dobrobyt, wciąż jednak połączony z marnotrawstwem (np. wody i energii). W ciągu ostatnich 25 lat niewątpliwie staliśmy się bogatsi, ale niekoniecznie bardziej zasobni. A to z czasem może przekształcić się w poważną barierę dla rozwoju.
Tekst ukazał się 22 sierpnia 2015 na portalu www.wyborcza.biz jako artykuł pt. „W czasach sushi Polska sucha”
Jaki wzrost?
Po ostatnim globalnym kryzysie finansowym coraz więcej naukowców, polityków i obywateli zwraca uwagę na jakość wzrostu gospodarczego, a nie tylko na wskaźniki ilościowe. Dotyczy to rozmaitych dziedzin: od warunków panujących na rynku pracy, poprzez ochronę środowiska, aż po realizowany przez poszczególne państwa model polityki energetycznej. Dyskusje te wpisują się w szerszy nurt refleksji nad tym, czy kapitalizm jest systemem efektywnym, a zatem optymalnie wykorzystującym swoje zasoby; i czy w swojej obecnej postaci jest w stanie zapewnić jednostkom zadowalający poziom życia. W państwach na dorobku trwają debaty nad możliwością uniknięcia pułapki średniego dochodu. Z kolei papież Franciszek w encyklice Laudato si kładzie nacisk na chrześcijański obowiązek dbałości o świat.
W przypadku Polski krytyczne refleksje na temat jakości modelu rozwojowego pojawiły się jako pokłosie obchodów 25 lat transformacji i 10 lat członkostwa w Unii Europejskiej. Jedną z wcześniej niedocenianych kategorii, na które obecnie trzeba zwrócić uwagę, jest efektywność zarządzania zasobami naturalnymi. Jak skutecznie dbamy o jakość powietrza? Na ile rozważnie gospodarujemy wodą czy odpadami? Jakie są efekty realizowanego modelu polityki energetyczno-klimatycznej?
Badania przeprowadzone przez demosEUROPA we współpracy z instytutem WISE (raport „Obywatele zasobni w zasoby”, czerwiec 2015) wskazują wyraźnie, że pod względem efektywności zarządzania zasobami naturalnymi Polska zajmuje dalekie, trzecie od końca miejsce pośród 22 państw UE objętych analizą. O niskiej pozycji Polski decydują przede wszystkim słabe wyniki w zakresie jakości powietrza. Ale we wszystkich pozostałych kategoriach, takich jak zarządzanie wodą, odpadami, metalami i minerałami, biogospodarką, energią i klimatem, plasujemy się niezmiennie poniżej unijnej średniej.
Czyżbyśmy tylko pozornie doganiali Europę? Coraz więcej Polaków stać na sushi, ale nie zabezpieczyliśmy się przed występowaniem i skutkami dokuczliwych susz. Obserwujemy konwergencję dochodową Polski i UE, ale nie widać śladów konwergencji ekologicznej. Bez tego zaś prędzej czy później staną pod znakiem zapytania dalsze perspektywy „zwykłego” wzrostu PKB. Chyba trudno o lepsze zobrazowanie problematyki dryfu rozwojowego!
Świadomość zasobów
Każdy kraj i każde społeczeństwo jest w pewnym sensie „zasobne w zasoby”. Oczywiście, gdzieniegdzie więcej jest lasów, czystej wody czy minerałów, gdzie indziej mniej. Jednak definicja zasobów naturalnych może uwzględniać wszystko, co dane społeczeństwo zdecyduje się uznać za cenny element swojego otoczenia. Zasobem naturalnym mogą być piasek, krajobraz, energia wiatru czy odpady komunalne. A nawet czystość i cisza.
Zasadnicza różnica pomiędzy społeczeństwami polega więc na tym, co konkretnie są w stanie za cenne zasoby uznać i czy potrafią tymi zasobami mądrze gospodarować. Nie marnotrawiąc, oszczędzając dla przyszłych pokoleń, ale zarazem pozwalając na sprawne funkcjonowanie gospodarki. Norwegia, Szwecja, Niemcy, Finlandia, Wielka Brytania, Hiszpania – to tylko niektóre przykłady państw, których doświadczenia warto naśladować.
Problem Polski tkwi, z jednej strony, w samej filozofii uprawiania polityk publicznych. W działaniach instytucji państwa wciąż przeważa krótkoterminowa kalkulacja ekonomiczna, uwypuklająca opozycję między wzrostem gospodarczym a ochroną środowiska. Tymczasem w długoterminowej perspektywie oba te cele można i należy łączyć. Do tego jednak potrzebne jest przywództwo. To państwo powinno promować ekologiczne zachowania, na przykład poprzez faworyzowanie oszczędności energii i zasobów w zamówieniach publicznych.
Z drugiej strony, brakuje w Polsce kultury zrównoważoności, czyli dbałości o zasoby naturalne po stronie samych obywateli. A to oni ostatecznie zarządzają zasobami w skali mikro. Niski poziom rozwoju postaw ekologicznych wynikać może z niedostatecznej wagi, jaka przywiązywana jest do tej problematyki w systemie edukacji. Może też być efektem niedowartościowania mechanizmów współpracy między władzą a obywatelami. Cennym rozwiązaniem byłaby promocja energetyki prosumenckiej. Do włączenia obywateli w proces zarządzania zasobami powinny też służyć konsultacje obywatelskie. W tym sensie pytanie o to, jak zarządzać zasobami naturalnymi, wpisuje się w szerszą dyskusję nad optymalnym kształtem demokracji: ile reprezentacji, a ile partycypacji?
Zmierzyć aby docenić
Nikła obecność zasobów naturalnych w polskiej debacie o rozwoju będzie prawdopodobnie trwała tak długo, jak długo efekty zarządzania zasobami nie będą systematycznie mierzone, komunikowane i uwzględniane w ewaluacji polityk publicznych.
To nie jest proste zadanie, ale w pełni wykonalne, a w perspektywie wyzwań najbliższych lat i dekad – niezbędne. Warto przywołać twierdzenie z raportu końcowego komisji powołanej w 2008 roku przez prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego. Zdaniem autorów raportu, Amartyi Sena, Josepha Stiglitza i Jean-Paula Fitoussiego, „unikanie jakiejkolwiek próby monetyzacji szkód środowiskowych prowadzi do polityk, w których dobra środowiskowe traktowane są tak, jakby nie miały żadnej wartości”.
Istnieje szereg pomysłów na to, jak mierzyć zrównoważony rozwój i „zazielenić” PKB. W Wielkiej Brytanii, Niemczech i Stanach Zjednoczonych przez wiele lat mierzono trwały dobrobyt ekonomiczny, tak zwany ISEW. Obecnie rosnącą popularnością na świecie cieszy się koncepcja kapitału naturalnego.
Polska powinna korzystać z tych doświadczeń i opracować własną listę mierników, które pozwalałyby na monitorowanie tego, czy nasz rozwój gospodarczy dąży w pożądanym jakościowo kierunku. Potrzebne jest ponadpartyjne porozumienie w zakresie mierzalnych wskaźników polityki rozwojowej i uzgodnienie działań mających na celu osiągnięcia ich konkretnego poziomu w określonej perspektywie czasowej. Tej kwestii nie można pozostawić na autopilocie, gdyż sam wzrost gospodarczy nie wystarczy do tego, by wymusić rozsądne gospodarowanie zasobami naturalnymi. Nie wystarczy też do tego, by zapewnić wysokiej jakości warunki życia i pracy przyszłym pokoleniom.
Dlaczego? Wróćmy do wyników badania demosEUROPA. Zgodnie z nimi, Europa generalnie dzieli się na kraje bogatsze i „czystsze” z jednej strony, a uboższe i „brudniejsze” z drugiej. Ale w ramach bogatszej grupy państw nie ma prostego związku między zamożnością a wyższą efektywnością zarządzania zasobami. To skłania do wniosku, że o ile konwergencja gospodarcza i wzrost zamożności mogą jeszcze przez pewien czas sprzyjać poprawie efektywności gospodarowania zasobami w Polsce, to na dłuższą metę poprawa ta będzie zależeć od krajowych polityk środowiskowych i przemysłowych. Bo to one określą kierunek rozwoju krajowej gospodarki.
Kiedy nadarzy się lepszy moment do dyskusji na ten temat, jeśli nie teraz – w gorącym sezonie meteorologicznym i politycznym?