Czy sprawnie funkcjonujący rynek wystarczy, by zapewnić bezpieczeństwo energetyczne? To tylko jedno z wielu pytań, na które odpowiedzi szukali uczestnicy debaty miesięcznika „Forbes” i tygodnika „Newsweek”.
W ciągu ostatniej dekady na polskim rynku gazowym zaszły olbrzymie zmiany – powstały nowe gazociągi, fizyczny rewers na gazociągu jamalskim, interkonektory, a już wkrótce zacznie działać gazoport w Świnoujściu. Nie jest to już rynek, na którym funkcjonował monopol PGNiG, pełna regulacja i przede wszystkim jedyny dostawca – rosyjski Gazprom.
Zachodząca liberalizacja rynku gazowego spowodowała nowe wyzwania, ale i szanse, zarówno dla PGNiG, odbiorców końcowych, jak i państwa, dla którego bezpieczeństwo energetyczne pozostaje jednym z priorytetowych zadań. Nic więc dziwnego, że jedno z istotnych pytań postawionych przez uczestników debaty dotyczyło relacji między rynkiem a właśnie bezpieczeństwem.
Rozbudowa infrastruktury i liberalizacja rynku sprawiły, że pojawiło się na nim wielu nowych graczy, a PGNiG – dotychczasowy monopolista – utracił swoją pozycję. Uczestnicy debaty zgodzili się, że państwowa spółka znajduje się w trudnej sytuacji związanej z tym, że z jednej strony musi dostosować się do zachodzącej liberalizacji i konkurować o klientów z innymi podmiotami, a z drugiej – spoczywają na niej zobowiązania związane z utrzymaniem bezpieczeństwa energetycznego jak utrzymywanie zapasów, a co więcej – jest związana długoterminowymi kontraktami.
To prowadzi do dylematu, na ile państwo powinno być obecne w sektorze energetyki, nie tylko w gazownictwie, ale również elektroenergetyce czy górnictwie. Za jego jak najmniejszym udziałem opowiadał się Maciej Bukowski, prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Energetycznych.
– Państwo nie zachowuje się jak rasowy właściciel, szybko podejmując decyzje i reagując na nowe warunki rynkowe. Tymczasem obecnie do takich zmian dochodzi, choćby w związku z dążeniami Unii Europejskiej do zwiększenia konkurencji – przekonywał Maciej Bukowski.