';

To nie jest czas na wolny handel? Teoretyczne i praktyczne scenariusze TTIP

Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) jest mocno poobijane. Trzeba być niepoprawnym optymistą, aby wierzyć w to, że prowadzone przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską negocjacje mają szansę zostać zwieńczone szybkim happy endem – ocenia Paweł Zerka w artykule, który w całości ukaże się jesienią w publikacji Polskiej Akademii Nauk. Poniższy tekst stanowi fragment wprowadzający.

Cztery scenariusze

W kręgach polskich przyjaciół globalizacji dominuje tendencja, aby za scenariusz pozytywny uznawać podpisanie TTIP, a za scenariusz negatywny niepowodzenie negocjacji dotyczących tego partnerstwa. Jak nietrudno zgadnąć, przeciwnicy i krytycy tego porozumienia widzą te sprawy zupełnie odwrotnie.  Warto jednak spróbować wyjść poza to uproszczone rozumienie sukcesu i porażki.

Z teoretycznego punktu widzenia można wyróżnić co najmniej cztery możliwe scenariusze rozwoju sytuacji. Scenariusz nr 1., pozytywny i z TTIP-em, to „zadanie wykonane”. Polegałby on na wynegocjowaniu w najbliższych miesiącach układu, który z jednej strony reagowałby na kluczowe kwestie wzbudzające kontrowersje w europejskim społeczeństwie obywatelskim (m.in. ISDS, GMO, oznaczenia geograficzne, wpływ Amerykanów na regulacje UE), z drugiej zaś strony byłby dostatecznie ambitny, aby mieć realną szansę stać się zastrzykiem rozwojowym dla UE i USA, spoiwem relacji transatlantyckich oraz fundamentem wzmocnionego przywództwa Zachodu w wymiarze globalnym.

Scenariusz nr 2., negatywny i bez TTIP, to „stracona okazja”. Nie dochodzi do zakończenia negocjacji w najbliższym czasie. Następuje niepewność co do losów porozumienia w kolejnych latach. To oznacza dotkliwy cios dla wiarygodności wspólnoty transatlantyckiej, brak spodziewanego zastrzyku rozwojowego w Europie i USA, a zarazem potwierdzenie kryzysu UE. Amerykański pivot to Asia ulega utrwaleniu. Po trzyletnich negocjacjach pozostaje niesmak. Przeciwnicy i krytycy TTIP ogłaszają zwycięstwo, to jednak bynajmniej nie sprzyja zasypaniu przepaści między rządzącymi a obywatelami, ani nie poprawia perspektyw rozwoju społeczno-gospodarczego w Ameryce i Europie.

Te dwa scenariusze są dobrze znane, gdyż to one służyły jak dotąd za dwa bieguny toczących się sporów na temat TTIP. Wypada jednak zwrócić uwagę na co najmniej dwa inne scenariusze. Scenariusz nr 3., negatywny i z TTIP-em, to porozumienie mające charakter „tykającej bomby” lub „nagrody pocieszenia”. Wyobraźmy sobie, że wynegocjowano w 2016 układ, który jednak albo potwierdzałby podstawowe obawy europejskich obywateli (m.in. dotyczące ISDS, GMO, wpływu USA na regulacje UE), a tym samym cieszyłby się słabą legitymacją i raczej skazany byłby na ratyfikacyjną katastrofę; albo też byłby na tyle płytki, że trudno byłoby uznać go za istotne źródło rozwoju społeczno-gospodarczego lub spoiwo relacji transatlantyckich. Oczywiście, pomiędzy TTIP płytkim a ambitnym jest szereg stanów pośrednich. Warto natomiast zauważyć, że gdzieś jednak leży ten „punt przegięcia”, gdy scenariusz pozytywny zamienia się w negatywny. Trzeba także pamiętać o tym, że mało ambitny TTIP (czyli taki, który polegałby głównie na redukcji ceł) mógłby okazać się znacznie mniej korzystny dla dynamiki polskiego PKB niż pełnowartościowe porozumienie.

Wreszcie, scenariusz nr 4., pozytywny i bez TTIP (najbardziej w tej chwili enigmatyczny), polegałby na „nowym otwarciu”. Co prawda, nie doszłoby do porozumienia w najbliższym czasie. Ale pojawiłyby się jakieś dobre wieści. Na przykład, UE i USA mogłyby uznać za zasadną część obecnej krytyki względem TTIP i w związku z tym zmienić formę negocjacji lub ich sposób komunikowania w przyszłości, tak aby ewentualne porozumienie było nie tylko ambitne, ale też „inkluzywne” i politycznie akceptowalne dla obywateli. Alternatywnie, UE i USA mogłyby powrócić do inicjatyw liberalizacyjnych na forum multilateralnym (WTO), tym samym wspomagając działania mające zapobiec fragmentaryzacji światowego rynku. Trzeba jednak pamiętać, że rozmowy wielostronne już dawno stanęły w miejscu, tylko częściowo z winy państw rozwiniętych, i nie ma większych powodów, by sądzić, że niepowodzenie TTIP miałoby istotne szanse je odblokować. Mimo to, na pewno postawiłoby kwestię przyszłości WTO w nowym świetle, stanowiąc szansę dla odnowienia choćby części procesów multilateralnych.

Jak na razie, słabość przywództwa politycznego, rosnąca nieufność obywateli wobec globalizacji, a także klęska komunikacyjna negocjatorów powodują nie tyle wzrost lub spadek prawdopodobieństwa wynegocjowania i przyjęcia TTIP w najbliższych miesiącach, co przede wszystkim wzrost ryzyka, że pod presją czasu i bieżącej polityki zrealizuje się jeden ze scenariuszy negatywnych, z TTIP-em albo bez.

Handlowa agenda UE

A jak to się przekłada na realną politykę UE? Jesienią 2016 roku polityka handlowa trafiła na czołówkę europejskiej agendy. We wrześniu odbył się nieformalny szczyt ministrów ds. handlu w Bratysławie, któremu towarzyszyło spotkanie Cecilii Malström ze społeczeństwem obywatelskim. W październiku podczas Rady UE ma dojść do głosowania nad tymczasowym zastosowaniem układu handlowego CETA, co pozwoliłoby na jego podpisanie podczas Szczytu UE-Kanada pod koniec miesiąca. Wreszcie, w listopadzie dojdzie do oficjalnego już szczytu europejskich ministrów ds. handlu, którzy zdecydują o tym, co dalej z prowadzonymi lub planowanymi przez UE negocjacjami, takimi jak TTIP czy układy z Australią, Nową Zelandią, Meksykiem, MERCOSUR-em, Ukrainą i Indonezją.

Losy CETA traktowane są jako „papierek lakmusowy” całej europejskiej agendy handlowej, ogłoszonej z optymizmem ledwie przed rokiem. W UE kształtuje się zgoda, aby powiedzieć „tak” dla porozumienia z Kanadą, natomiast negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi odwiesić na kołek, wracając do nich dopiero po zadomowieniu się nowego gospodarza w Białym Domu i być może już pod nową, mniej toksyczną nazwą. Tymczasem, kwestie CETA i TTIP stają się też elementem znacznie szerszej debaty, dotyczącej reformy UE. Coraz częściej słychać w Europie, że integracja europejska w wyniku Traktatu Lizbońskiego poszła za daleko także w tym obszarze. Tym samym, na losy porozumień handlowych wpływ będzie miała również polityczna debata o tym „co dalej z UE”, która po czerwcowym referendum w Wielkiej Brytanii i wrześniowym spotkaniu w Bratysławie nabrała nowego tempa.

Byłoby dobrze, gdyby elementem tej debaty stała się kwestia roli UE w zarządzaniu kształtem i efektami globalizacji. Negocjacje TTIP niewątpliwie wskazały na wiele nowych zagadnień (np. relacje państwo-inwestor; zarządzanie napływem inwestycji zagranicznych; możliwość kontrolowania działań korporacji transnarodowych przez instytucje demokratyczne), wykraczających poza tradycyjną problematykę handlową i w związku z tym wymagających dokładnego przemyślenia. Gdyby Europie udało się zdobyć na tego rodzaju refleksję, wówczas – bez względu na to, czy odbyłoby się to jeszcze w ramach negocjacji TTIP, czy niezależnie względem nich – należałoby to uznać za rozwiązanie pozytywne. Wciąż jednak istnieje poważne ryzyko, że zamiast tego rodzaju konstruktywnej dyskusji jedynie wzmocnione zostaną lęki przed globalizacją i wcześniej już obecne w poszczególnych krajach zakusy protekcjonistyczne, a najpoważniejsze kontrowersje zostaną zamiecione pod dywan.

Tymczasem o TTIP (oraz szerzej: o przyszłości handlu międzynarodowego) trzeba dyskutować tak, aby zmierzyć się z realnymi problemami, ale jednocześnie w powszechnym wyobrażeniu nie zakwestionować wszelkich pożytków z międzynarodowego handlu. Inaczej „wylejemy dziecko z kąpielą”. Debata o europejskiej agendzie handlowej to bowiem jedna z bitew w znacznie szerszej i poważniejszej batalii dotyczącej zaufania w to, że rynek jest efektywnym mechanizmem alokacji zasobów, a demokracja przedstawicielska najsprawniejszą z istniejących form rządów. Na razie batalia ta nie układa się po myśli zwolenników wolności gospodarczej oraz demokracji przedstawicielskiej.


Powyższy tekst stanowi fragment artykułu Pawła Zerki, który jesienią 2016 roku ukaże się w całości, w publikacji Polskiej Akademii Nauk pt. „Geopolityczne powiązania Europy, a system polityczny Unii Europejskiej i możliwe kierunki jego ewolucji” (red. J. Niżnik).

Comments
Podziel się
office-main