Julia Michalak
Jeżeli kiedyś Europejski Bank Centralny podejmie decyzję o wyemitowaniu banknotu o nominale 1000 euro, to być może na jego rewersie obok mostów, będących metaforą wspólnoty i porozumienia, znajdzie się sieć energetyczna – symbol zjednoczonej Europy XXI wieku.
Zamiast budować elektrownie, budujcie sieci – zachęca państwa członkowskie Komisja Europejska, argumentując, że połączenie krajowych rynków energetycznych wzmocni bezpieczeństwo, zwiększy konkurencję i obniży ceny energii. Obok przepływu osób, towarów, usług i kapitału, przepływ prądu ma stać się jedną z podstawowych swobód UE. Ta wizja to właśnie Unia Energetyczna, „dziecko” Donalda Tuska, spadkobierczyni Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, od której ponad pół wieku temu rozpoczęła się integracja Europy.
Dla Polski plany otwarcia energetycznych granic w UE niosą za sobą praktyczne konsekwencje. Po pierwsze oznaczają konieczność zwiększenia przepustowości transgranicznych sieci przesyłowych do pułapu 10% mocy zainstalowanej w krajowym systemie elektroenergetycznym do roku 2020. Od naszego kraju wymagać to będzie pięciokrotnego zwiększenia mocy połączeń z unijnymi sąsiadami. Po drugie zmuszają do podjęcia kluczowych decyzji dotyczących importu energii – nie tylko jej nośników, ale i prądu.
Energetyczna kostka Rubika
Od lat w handlu surowcami energetycznymi Polska odnotowuje znaczący deficyt. Importujemy prawie 100% ropy, 70% gazu, a od 2008 – w rosnącym tempie – także węgiel. Koszty sprowadzanych paliw sięgnęły w 2013 roku 18,5 miliarda euro, czyli prawie 5% PKB. W latach 2001-2011 Polska zależność energetyczna wzrosła trzykrotnie, co uplasowało nas w unijnej czołówce pod względem dyna-miki wzrostu uzależnienia od sprowadzanych surowców. Jednak dopiero w ubiegłym roku Polska po raz pierwszy od 1990 została także importerem prądu netto. Na razie najprawdopodobniej tylko na chwilę, gdyż w związku z planowanym w najbliższych latach oddaniem do użytku nowych bloków energetycznych w Opolu, Jaworznie i Kozienicach, eksperci prognozują powrót Polski do roli eksportera energii elektrycznej przed końcem dekady. Pytanie, co stanie się potem.
Po roku 2020 obowiązywać będą ostrzejsze standardy w zakresie emisji zanieczyszczeń z elektrowni węglowych, a ceny CO₂ najprawdopodobniej wzrosną z powodu wejścia w życie reform usprawniających funkcjonowanie europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji. Jednocześnie spadać będzie wydobycie krajowego węgla, co prognozuje m.in. Międzynarodowa Agencja Energetyczna, Ministerstwo Gospodarki i Warszawski Instytut Studiów Ekonomicznych – chyba, że kolejne rządy zdecydują się pójść pod prąd unijnej polityce klimatycznej, ekonomicznym kalkulacjom, a często również lokalnym społecznościom, podejmując decyzję o rozpoczęciu eksploatacji nowych złóż węgla kamiennego i brunatnego.
W długoterminowej strategii rozwoju kraju „Polska 2030. Trzecia fala nowoczesności”, przygotowanie polskiej energetyki do „wymiany energetycznej i handlu energią w UE” zostało zidentyfikowane jako wyzwanie istotne z punktu widzenia konkurencyjności i innowacyjności polskiej gospodarki. Jednocześnie w opublikowanym rok temu do konsultacji społecznych projekcie „Polityki Energetycznej Polski do 2050” napisano, że ”Polska powinna dążyć do niezależności energetycznej”, a stabilizatorem bezpieczeństwa energetycznego kraju powinny być rodzime zasoby węgla. Jednak te dwie wizje są ze sobą niespójne politycznie, ekonomicznie i regulacyjnie.
Unia już wybrała
Scenariusz zakładający zwiększenie międzypaństwowej wymiany i handlu prądem sugerują unijne plany. Te przewidują łączenie rynków, ocenę bezpieczeństwa zaopatrzenia w energię elektryczną i bilansowanie popytu i podaży w granicach regionów – a nie państw – i zwiększanie mocy transgranicznych połączeń przesyłowych. Inicjatywy zmierzające do otwarcia energetycznych granic mogą liczyć na wsparcie finansowe z Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych czy instrument „Łącząc Europę”: kół zamachowych inwestycji w paneuropejską infrastrukturę, których budżety idą w miliardy euro. Przy przyznawaniu środków projekty mostów energetycznych mają być traktowane priorytetowo, szczególnie w odniesieniu do krajów, których systemy energetyczne są słabo lub w ogóle niepołączone z sieciami w krajach sąsiednich. Do takich państw zalicza się Polska.
Połączenie sieci pozwolić ma na bardziej efektywne wykorzystanie istniejącej infrastruktury i zmniejszenie presji na budowę nowych, dużych elektrowni systemowych, które w przyszłości maja pełnić jedynie rolę zabezpieczenia modelu energetycznego opartego na źródłach odnawialnych. W konsekwencji spaść mają ceny energii. To nie tylko kalkulacje Brukseli. Argument ekonomiczny dostrzegany jest także nad Wisłą, gdzie przedstawiciele Polskich Sieci Elektroenergetycznych, czyli operatora systemu przesyłowego, przyznają, że import energii może przyczynić się do obniżenia cen prądu. Już dziś hurtowe ceny energii w Niemczech, Czechach i Szwecji są niższe niż w Polsce. Polskie przedsiębiorstwa i zakłady przemysłowe płacą więc za prąd więcej, niż ich konkurenci z krajów sąsiednich. Na domiar złego po uwzględnieniu rzeczywistej siły nabywczej, ceny energii dla gospodarstw domowych należą w Polsce do najwyższych w Europie.
Otwarcie energetycznych granic
W „Polityce energetycznej Polski do 2025 roku” napisano, że „nie sam fakt importu jest zagrożeniem”, ale może nim być „zła struktura, nierzetelni dostawcy, niekorzystne ceny lub wadliwe klauzule kontraktowe”. Dotyczy to zarówno cen surowców, jak i cen prądu. Jednak aby być niezależnym niekoniecznie trzeba być samowystarczalnym. Utrzymywanie energetycznej samowystarczalności może okazać się opcją ekonomicznie nieuzasadnioną, a zatem obniżającą bezpieczeństwo energetyczne Polski. Tymczasem energetyczne zjednoczenie Europy może zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne, rozumiane jako dywersyfikacja kierunków dostaw, akceptowalne ceny dla odbiorców końcowych, i niezawodność systemu.
Zmiana doktryny energetycznej kraju, zakładająca otwarcie się na Europę, wymagałaby podjęcia debaty o długoterminowych zadaniach polskiej polityki zagranicznej w tym obszarze. Ta, realizując polską rację stanu, musiałaby poprzez budowę zaufania pomiędzy partnerami, międzynarodowe umowy i porozumienia, zabezpieczać kluczowe dla Polski elementy europejskiej energetycznej współzależności.
Temat otwarcia energetycznych granic powinien zostać w polskiej debacie publicznej podjęty przynajmniej z równym zainteresowaniem, z jakim śledzone są dyskusje o mechanizmach gazowej solidarności. Szczególnie, że prognozy wielu ekspertów wskazują, że w polskiej gospodarce popyt na prąd będzie wzrastał. Stąd scenariusze zakładające zwiększone obroty energią elektryczną z krajami sąsiednimi powinny znaleźć się wśród analiz służących do przygotowania Polityki Energetycznej Polski do 2050 roku, a rzeczowa dyskusja o tym czy chcemy w naszych gniazdkach „więcej Europy”, powinna stać się jednym z politycznych priorytetów nowego rządu.