W zaledwie 1,5 roku po wygranych na drugą kadencję wyborach prezydenckich, Dilma Rousseff stanęła przed perspektywą odwołania ze stanowiska. W marcu 2016 r. aż 68 proc. Brazylijczyków było za odwołaniem jej ze stanowiska – jak do tego doszło i co to oznacza dla przyszłości Brazylii komentuje Paweł Zerka w Kulturze Liberalnej.
Trudno wyobrazić sobie, aby na tym etapie coś jeszcze mogło uratować prezydent Brazylii, Dilmę Rousseff. W najbliższą środę lub czwartek [11 lub 12 maja] brazylijski senat zagłosuje w sprawie uruchomienia wobec niej procedury impeachmentu.
Spodziewana w tym tygodniu decyzja Senatu oznacza w praktyce, że na co najmniej kilka miesięcy władzę w kraju przejmie obecny wiceprezydent, Michel Temer. W okresie najbliższego półrocza będzie musiało odbyć się postępowanie polityczne wobec Dilmy (nota bene pod przewodnictwem sędziego Trybunału Najwyższego, Ricardo Lewandowskiego, który ma polskie korzenie). Jeżeli po tym wszystkim dwie trzecie senatu zagłosują za odsunięciem obecnej prezydent od władzy, wówczas otrzyma ona 8-letni zakaz sprawowania funkcji publicznych, a Temer pozostanie prezydentem do kolejnych wyborów w 2018 r.
W tej chwili taki jest najbardziej prawdopodobny scenariusz. Jednak – niczym w serialu „House of Cards” – należy przygotować się na dalsze zwroty akcji. Przed najbliższym głosowaniem Dilma może jeszcze sama złożyć urząd, aby w ten sposób oszczędzić sobie przykrego spektaklu. Jeśli tego nie zrobi, a władzę obejmie Temer, to i on nie będzie mógł czuć się na fotelu prezydenckim zbyt pewnie. Wciąż istnieje ryzyko, że Komisja Wyborcza unieważni całe wybory prezydenckie z 2014 r., jeżeli doszuka się dowodów na ich nielegalne finansowanie przez zwycięską koalicję. Poza tym polityczna pozycja Temera będzie chwiejna ze względu na gospodarcze problemy Brazylii i wysoki koszt społeczny planowanych przez niego dostosowań fiskalnych.
Zresztą oskarżania o fałszowanie danych budżetowych – które stanowią podstawę postępowania odwoławczego wobec Dilmy – ciążą również na nim, a jego partia jest tak samo zamieszana w aferę PETROBRAS jak PT. Trudno zatem dziwić się, że ponad połowa Brazylijczyków chce także odwołania Temera ze stanowiska. A gdyby tego było mało, cały impeachment będzie od zarania skażony podejrzeniem o niekonstytucyjność, zwłaszcza po ostatnich kontrowersjach związanych z decyzją przewodniczącego Kongresu i nieuznaniem jej przez przewodniczącego senatu. I choć większość Brazylijczyków nie wierzy w powtarzaną przez Dilmę teorię zamachu stanu, to moralne argumenty opozycji brzmią równie mało wiarygodnie.